„Jeff w Wenecji, śmierć w Waranasi” – total eclipse

niedziela, 29 lipca 2012

Jeff w Wenecji, śmierć w Waranasi, to dwie różne opowieści, które zdaje się ze sobą coś łączyć.

W pierwszej z nich bohater, Jeff Atman, dziennikarz z Londynu, przyjeżdża do Wenecji na Biennale. Mężczyzna jest bardziej zainteresowany znajomością z przypadkowo poznaną Amerykanką Laurą, niż samą sztuką. (Chociaż to właśnie sztuka jest tym, co ocala i podtrzymuje całą opowieść).
Pomiędzy kobietą a mężczyzną, nawiązuje się dosyć skomplikowana fascynacja erotyczna, której uzasadnienia próżno szukać nawet w najodleglejszych zakątkach tekstu. Nie do końca wiadomo, co skłoniło kobietę do nawiązania romansu z Jeffem, ani co dla Jeffa oznaczała znajomość z Laurą, i czego oboje szukali w intensywnych erotycznych przygodach w otoczeniu sztuki.
Bohater pierwszej części książki, zdecydowanie nie przekonuje czytelnika ani do swojej osobowości, ani do enigmatycznej argumentacji swoich działań i pragnień. Zdaje się oszukiwać; w jednej odsłonie jest postacią trójwymiarowa, lecz ubraną w cudzy strój, a w innej płaską o szarej, nieciekawej i chropowatej strukturze. To, co skupia uwagę czytelnika, to opisy dzieł sztuki wystawionej podczas Biennale i dialogi oraz refleksje bohaterów na jej temat.
Jeff w Wenecji posiada narrację trzecioosobową. Być może gdyby narrator zdecydował się na większe wykorzystanie swojej wszechwiedzącej natury, opowieść stałaby się bardziej barwna, ciepła, zyskałaby spójność pomiędzy opisywanym światem sztuki, a osobowością bohatera. Ciekawe w pierwszej części książki są symboliczne powtórzenia. Jednak znowu brakuje im właściwej oprawy i towarzyszących im detali, aby czytelnik mógł skupić się na poznaniu ich wymowy w kontekście życia Jeffa oraz tego, jak wygląda świat Biennale. Na plan pierwszy w opowiadanej historii, zdaje się wysuwać przepaść między wieloznacznością i bogactwem ludzkiej kreatywności, pomysłowością skierowaną ku wyrażaniu emocji uobecnionej w konkretnych kształtach – tu całość zamyka się w opisach sztuki, oraz w bezproduktywności, marazmie, determinacji seksualnością i produkcją własnego wizerunku, a także brakiem umiejętności w czerpaniu korzyści z zachwytu sztuką – tu mowa oczywiście o Jeffie.

Wenecja z opowieści koncentruje się na wszystkim, co towarzyszy Biennale, tylko nie na samych wystawianych dziełach. Obraz miasta staje się wyjątkowo ciekawy, kiedy ogląda się go przez pryzmat dwóch bogactw i pełni. Z jednej strony czytelnik obserwuje miasto jako miejsce imprezy artystycznej, w trakcie której większe zainteresowanie budzi alkohol, podawane przekąski oraz spotkania towarzysko-plotkarskie, co w połączeniu daje efekt negatywnego przesycenia. Z drugiej strony czytelnik dostrzega miasto, które jest centrum sztuki. Zabytkowe miejsca łączą się zgodnie z nowoczesnymi aranżacjami. Całość zyskuje piękny, barwny obraz, jednakże znowu niedoceniony przez istniejącego w nim bohatera – czy to z braku chęci, czy z braku możliwości.

Druga opowieść, część druga książki – Śmierć w Waranasi – stanowi relację pierwszoosobową. O ile w części pierwszej główną metaforą jest objawienie sztuki w formie (nie)podziwianych dzieł, o tyle część druga próbuje się skupić na duchowym doświadczeniu życia i śmierci. Bohater, również dziennikarz z Londynu – czy jest to Jeff z pierwszej części książki, tego czytelnik nie do końca może być pewny – przybywa do Miasta Świateł, aby napisać o nim artykuł. Kilkudniowy pobyt mężczyzny, przemienia się w wielomiesięczne uczestnictwo w obrzędach i kulturze Indii. Rytualne kąpiele w świętej rzece Ganges oraz opisywane ghaty – kamienne schody prowadzące w dół ku rzece, powinny odbijać światło opisywanego miejsca, powinny odkrywać wyjątkowość Waranasi. Rzeka winna być przedstawieniem zamkniętego kręgu życia i śmierci, a schody do niej wiodące, mogłyby nieść przesłanie o treści życia, trudach, cierpieniach, spokoju i pięknie trwania oraz naukę wielu lat doświadczeń. Tak się niestety nie dzieje. Drugą część książki, można porównać do subiektywnego przewodnika po Waranasi. Obraz miasta przedstawia jego powolne rozpadanie, rozsypywanie się, rozkruszanie. W kilku fragmentach tekstu czytelnik może się zgubić i pomylić opis miejsca, z opisem stanu ducha bohatera drugiej opowieści. Zarówno jeden opis, jak i drugi, opierają się na braku jakiegokolwiek zachwytu, inspiracji, doświadczenia, przeżycia. W opisywanym Mieście Światła, paradoksalnie zabrakło właśnie światła. Zabrakło klimatu życia i doświadczenia przemijania. Bohater chyba nie do końca zdaje sobie sprawę ze swoich przeżyć i decyzji. Czytelnik odnosi wrażenie podglądania opisywanych zdarzeń przez szparę w drzwiach. Żaden z bohaterów książki Geoffa Dyer’a nie przekonuje, ani nie wzbudza sympatii, nie mówiąc już o charakterystycznych zaufaniu czytelnika.

Na okładce polskiego wydania powieści, widnieje informacja – „Wariacja na motywach Śmierci w Wenecji Thomasa Manna”. Z przykrością muszę stwierdzić, że książka nie ma nic wspólnego z dziełem Manna. Nawet w najmniejszej części jej nie przypomina i do niej nie nawiązuje.
Jeśli powieść zachwyca w kilku błyskotliwych opisach, a w innym miejscu opisy sztuki pozwalają czytelnikowi poczuć jej piękno, to dzieje się tak wyłącznie za sprawą polskiego tłumacza powieści.

Szkoda, że zabrakło połączenia sztuki i wyrazistości bohatera, że Waranasi stało się miastem bez światła.

Prześlij komentarz