W pierwszej z nich bohater, Jeff Atman, dziennikarz z
Londynu, przyjeżdża do Wenecji na Biennale. Mężczyzna jest bardziej
zainteresowany znajomością z przypadkowo poznaną Amerykanką Laurą, niż samą
sztuką. (Chociaż to właśnie sztuka jest tym, co ocala i podtrzymuje całą
opowieść).
Pomiędzy kobietą a mężczyzną, nawiązuje się dosyć
skomplikowana fascynacja erotyczna, której uzasadnienia próżno szukać nawet w
najodleglejszych zakątkach tekstu. Nie do końca wiadomo, co skłoniło kobietę do
nawiązania romansu z Jeffem, ani co dla Jeffa oznaczała znajomość z Laurą, i
czego oboje szukali w intensywnych erotycznych przygodach w otoczeniu sztuki.
Bohater pierwszej części książki, zdecydowanie nie
przekonuje czytelnika ani do swojej osobowości, ani do enigmatycznej
argumentacji swoich działań i pragnień. Zdaje się oszukiwać; w jednej odsłonie
jest postacią trójwymiarowa, lecz ubraną w cudzy strój, a w innej płaską o
szarej, nieciekawej i chropowatej strukturze. To, co skupia uwagę czytelnika,
to opisy dzieł sztuki wystawionej podczas Biennale i dialogi oraz refleksje
bohaterów na jej temat.
Jeff w Wenecji posiada narrację trzecioosobową. Być może
gdyby narrator zdecydował się na większe wykorzystanie swojej wszechwiedzącej
natury, opowieść stałaby się bardziej barwna, ciepła, zyskałaby spójność
pomiędzy opisywanym światem sztuki, a osobowością bohatera. Ciekawe w pierwszej
części książki są symboliczne powtórzenia. Jednak znowu brakuje im właściwej
oprawy i towarzyszących im detali, aby czytelnik mógł skupić się na poznaniu ich
wymowy w kontekście życia Jeffa oraz tego, jak wygląda świat Biennale. Na plan
pierwszy w opowiadanej historii, zdaje się wysuwać przepaść między wieloznacznością
i bogactwem ludzkiej kreatywności, pomysłowością skierowaną ku wyrażaniu emocji
uobecnionej w konkretnych kształtach – tu całość zamyka się w opisach sztuki,
oraz w bezproduktywności, marazmie, determinacji seksualnością i produkcją
własnego wizerunku, a także brakiem umiejętności w czerpaniu korzyści z
zachwytu sztuką – tu mowa oczywiście o Jeffie.
Wenecja z opowieści koncentruje się na wszystkim, co
towarzyszy Biennale, tylko nie na samych wystawianych dziełach. Obraz miasta
staje się wyjątkowo ciekawy, kiedy ogląda się go przez pryzmat dwóch bogactw i
pełni. Z jednej strony czytelnik obserwuje miasto jako miejsce imprezy
artystycznej, w trakcie której większe zainteresowanie budzi alkohol, podawane
przekąski oraz spotkania towarzysko-plotkarskie, co w połączeniu daje efekt
negatywnego przesycenia. Z drugiej strony czytelnik dostrzega miasto, które
jest centrum sztuki. Zabytkowe miejsca łączą się zgodnie z nowoczesnymi
aranżacjami. Całość zyskuje piękny, barwny obraz, jednakże znowu niedoceniony
przez istniejącego w nim bohatera – czy to z braku chęci, czy z braku
możliwości.
Druga opowieść, część druga książki – Śmierć w Waranasi –
stanowi relację pierwszoosobową. O ile w części pierwszej główną metaforą jest
objawienie sztuki w formie (nie)podziwianych dzieł, o tyle część druga próbuje
się skupić na duchowym doświadczeniu życia i śmierci. Bohater, również
dziennikarz z Londynu – czy jest to Jeff z pierwszej części książki, tego czytelnik
nie do końca może być pewny – przybywa do Miasta Świateł, aby napisać o nim
artykuł. Kilkudniowy pobyt mężczyzny, przemienia się w wielomiesięczne
uczestnictwo w obrzędach i kulturze Indii. Rytualne kąpiele w świętej rzece
Ganges oraz opisywane ghaty – kamienne schody prowadzące w dół ku rzece,
powinny odbijać światło opisywanego miejsca, powinny odkrywać wyjątkowość
Waranasi. Rzeka winna być przedstawieniem zamkniętego kręgu życia i śmierci, a
schody do niej wiodące, mogłyby nieść przesłanie o treści życia, trudach,
cierpieniach, spokoju i pięknie trwania oraz naukę wielu lat doświadczeń. Tak
się niestety nie dzieje. Drugą część książki, można porównać do subiektywnego
przewodnika po Waranasi. Obraz miasta przedstawia jego powolne rozpadanie,
rozsypywanie się, rozkruszanie. W kilku fragmentach tekstu czytelnik może się
zgubić i pomylić opis miejsca, z opisem stanu ducha bohatera drugiej opowieści.
Zarówno jeden opis, jak i drugi, opierają się na braku jakiegokolwiek zachwytu,
inspiracji, doświadczenia, przeżycia. W opisywanym Mieście Światła, paradoksalnie
zabrakło właśnie światła. Zabrakło klimatu życia i doświadczenia przemijania.
Bohater chyba nie do końca zdaje sobie sprawę ze swoich przeżyć i decyzji.
Czytelnik odnosi wrażenie podglądania opisywanych zdarzeń przez szparę w
drzwiach. Żaden z bohaterów książki Geoffa Dyer’a nie przekonuje, ani nie
wzbudza sympatii, nie mówiąc już o charakterystycznych zaufaniu czytelnika.
Na okładce polskiego wydania powieści, widnieje informacja –
„Wariacja na motywach Śmierci w Wenecji Thomasa Manna”. Z przykrością muszę
stwierdzić, że książka nie ma nic wspólnego z dziełem Manna. Nawet w najmniejszej
części jej nie przypomina i do niej nie nawiązuje.
Jeśli powieść zachwyca w kilku błyskotliwych opisach, a w
innym miejscu opisy sztuki pozwalają czytelnikowi poczuć jej piękno, to dzieje
się tak wyłącznie za sprawą polskiego tłumacza powieści.
Szkoda, że zabrakło połączenia sztuki i wyrazistości
bohatera, że Waranasi stało się miastem bez światła.
Prześlij komentarz