Z poezją jest jak z labiryntem. Każdy dotyk jego ściany, zwielokrotnia świadomość nieświadomości. To, że nie wiemy gdzie się znaleźliśmy, w jakim celu zbudowano labirynt, gdzie jest jego środek, a gdzie koniec. Czy można z niego wyjść… czy można wydostać się z poezji? Jeśli już raz weszło się do tajemniczego labiryntu nagich słów, w którym można się pokaleczyć, a później chodzić w nim, brocząc krwią, czy pomimo tych ran chce się z niego wydostać? Trudność wcale nie polega na unikaniu zadrapań i głębokich ran. Trudność poezji polega na umiejętności przemiany czerwieni krwi w błękit – nie błękit szlachecki, bo nie chodzi w tym labiryncie o królowanie, ale błękit z obrazów Giotta, Belliniego, Moneta czy Degasa. Błękit pruski, paryski, Turnbulla czy Thénarda.
Kolor, bez którego nie byłoby nieba…
Poezja Tomasa Tranströmera nie jest poezja ukryta, poezją nieobecną czy milczącą. Jest niezaprzeczalnym błyskiem umysłu w chwili, w której widzi, w której dostrzega coś, czemu nie można pozwolić odejść, przeminąć, bez wypowiadania słów. Bez wcześniejszego nazwania. Nie ma w niej nic poukładanego na stałe, nic, czego miejsca nie można by było zmienić… a jednocześnie rzeczywiście zmienić nie można, ale nie z braku chęci, a jedynie z braku posiadania odpowiednich środków i instrumentów. To nazywanie na nowo, układanie w myślach, szeregowanie w doświadczeniach, jest czymś za każdym razem innego rodzaju, jakby widok zatrzymanego czasu oglądany wielokrotnie, ale za każdym razem z innej perspektywy. Czasami jest to nawet powiększenie tej (prawie) fotografii, żeby dostrzec jakiś bardzo ważny szczegół i opisać – nazwać – go od nowa. Bo być może rzeczywistość nigdy wcześniej nie stworzyła takiego właśnie układu, i nigdy nie zespoliła ze sobą takich myśli, i nigdy nie pozwoliła, żeby światło oświetlało w taki sposób.
Oficyna Literacka wznowiła wydany w 1996 roku tomik poetycki Tomasa Tranströmera, zatytułowany Gondola żałobna. Został on wydany równocześnie w Szwecji, Danii i w Polsce, w doskonałym przekładzie Leonarda Neugera. Tytuł tomiku nawiązuje do dwóch utworów fortepianowych Franciszka Liszta.
Na przełomie 1882 i 1883 roku Liszt odwiedził w Wenecji swoją córkę Cosimę i jej męża, Richarda Wagnera. Parę miesięcy później Wagner umarł. W tym czasie Liszt skomponował dwa utwory fortepianowe pod tytułem „Trauergondol” (Gondola żałobna).*
* Tomas Tranströmer Gondola żałobna
Pierwsze moje skojażenie- Laureat Nagrody Nobla:)
OdpowiedzUsuńW Newsweeku czy Polityce czytałem ciekawy wywiad przeprowadzony z nim. Co do recenzji, na pewno ciekawa i co najważniejsze trafna.
Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńRównież kilka tygodni temu w „Tygodniku Powszechnym” ukazał się artykuł poświęcony twórczości tegorocznego noblisty.