Wyczytane...

czwartek, 8 lipca 2010

Przeczytałem, zamieszczony w archiwalnym numerze „Dziennika”, wywiad Magdaleny Miecznikowskiej z Doris Lessing. Za mało pytań o literaturę i pisarzy, a za dużo o sytuacjach politycznych dwudziestego wieku. Oprócz tego… wielkie zaskoczenie! Wiele osób uważa Lessing za feministkę i wielbicielkę filozofii Sartre’a. Osobiście byłem przekonany o jej fascynacji osobą Simone de Beauvoir. A Doris Lessing ani nie jest (i nigdy nie była – jak sama przyznała) feministką, ani też nie znosi filozofii sartrowskiej.

- Nie znoszę Sartre’a i Beauvoir. To była para popisujących się komediantów. Życie, które niby prowadzili, to była jedna wielka bzdura. Przeczytałam wszystko, co napisali, i nigdy mnie to nie przekonało. Miałam wrażenie, że każdy może wypisywać takie rzeczy.

I jeszcze kwestia wyjątkowo ciekawa. Pisarka wyjaśnia pokłady pesymistycznych obrazów literackich w prozie Philipa Rotha i Coetzee’ego. Zgadzam się z jej interpretacją. Wszystkie te wizje wynikają z jednostkowego doświadczenia – mówi Lessing.

Z tego wywiadu powstał obraz niezwykle ciepłej kobiety, posiadającej świadomość swoich doświadczeń. Kobiety mądrej, o błyskotliwym umyśle i precyzyjnym słowie. I bardzo subtelnym wachlarzu wrażliwości.
Dobrze się stało, że Komitet Noblowski ukłonił się słowom kobiety, która literacko ukazuje chłód i egoizm świata, wskazując jednocześnie, drogę ku zrozumieniu, wzajemnej tolerancji... i czułości.

Polecam lekturę na ciepłe dni - Lato przed zmierzchem - Doris Lessing.

Prześlij komentarz