Permutacje pamięci i "Morze"

niedziela, 17 października 2010

Często otwiera przed nami drzwi, których wolelibyśmy nie otwierać. Rysuje obrazy w naszych umysłach, grubą kreską odkreślając co było przed, a co nastąpiło po. Czasami udaje jej się wyrzucić, co było dla nas nieprzyjemne, co bolało, i co wiązało się ze złem, którego doświadczyliśmy. Albo wprost przeciwnie. Zapisuje wszystko, bez wyjątku – chociaż jest selektywna – wszystko, co niosło ze sobą jakieś emocje, bez względu na ich wartość. Trudno od niej czegokolwiek wymagać, a jednocześnie wymagać trzeba. To ona może pozostawać encyklopedyczną, krótkotrwałą, epizodyczną lub też autobiograficzną – i jeszcze występować pod wieloma innymi postaciami. Pamięć.

Bohater powieści Johna Banville’a Morze, Max Morden przywołuje w swojej pamięci obrazy sprzed wielu lat, z okresu młodości w której szczęście pozostawało na wyciągnięcie ręki (jednakże z braku poznania jego tożsamości, bywało często omijane). Po śmierci ukochanej żony, pamięć jest tym, co ratuje, ocala, umacnia i tłumaczy. Jest drogą, po której idą zapamiętane osoby, przewijają się zdarzenia, ukazują miejsca – a wszystko to, dzieje się bez udziału czasu. A nawet więcej – dzieje się bez udziału jakiegokolwiek ruchu. Gdyż „pamięć nie lubi ruchu. Woli, żeby rzeczy pozostawały nieruchome”. W tej labiryntowej konstrukcji pamięci, pojawiają się obrazy żalu i straty, malowane niczym pędzlami impresjonistów. Max Morden nie może przemawiać innym językiem, jak językiem obrazu. Jest historykiem sztuki i plastyka jego retrospektywnych fresków utraconej młodości, naturalnym stanem rzeczy pozostaje wpisana w jego osobowość człowieka, który doświadczył dramatu.

Morze Johna Banville’a jest powieścią, w której narracja występuje na symfonicznym poziomie, a język jest dystyngowany i bogaty w liczne przywołania obrazów mistrzów malarstwa zachodniego. John Sutherland wchodzący w skład jury Nagrody Bookera, w uzasadnieniu przyznania wyróżnienia dla Morza w roku 2005, powiedział, iż jest to mistrzowskie studium żalu, pamięci i pozostającej we wspomnieniach miłości.

Odjechali, bogowie odjechali, w dniu osobliwego przypływu. Przez cały ranek wody w zatoce nabrzmiewały pod mlecznym niebem, wznosząc się na niesłychaną wysokość, a małe fale, raczkując, pełzły po spierzchniętym piasku, który od lat, prócz deszczu, nie zaznał wilgoci, i omywały obrzeża wydm.
(…)
Kiedy się obudziłem, zasłony były rozsunięte i zobaczyłem, że nastał dzień. Pokój wydawał się teraz jakby speszony i przywołany do porządku, wszystko było tu blade i bez wyrazu, przypominając twarz kobiety o poranku, przed nałożeniem makijażu.

Prześlij komentarz