Poezja powinna być czytana tak, jakby się głośno myślało. To dobra i cenna rada poetki –Wisławy Szymborskiej. I właśnie Jej poezję tak powinno się czytać. Jakby czytało się życie, które właśnie trwa, które mija, teraz jest takie, a po chwili staje się inne. Wiersze często są fotografiami perfekcyjnej pamięci, która przetworzyła widziany obraz na własny użytek, tak, jak malarz miesza farby, aby powstała właściwa barwa nieba i chmur. Od tego zależy nie tyle powodzenie obrazu, ile właściwe upamiętnienie świata. Właściwe, więc takie, w którym wszystko jest na odpowiednim miejscu. Prawdziwy dom poety, kryje się za uśmiechem na twarzy, za rozmowami, za monologiem przyrody i rzeczywistości – często niesprzyjającej. I za brakiem wiedzy. Bo cóż innego jest wierszem, jeśli nie pytanie i próba odpowiedzi na to pytanie? Uzyskaniem pewnego nurtującego zagadnienia, w którym umysł gubi się i próbuje znaleźć punkt odniesienia, albo odkryć zupełny jego brak. „Nie wiem” nie oznacza koniec, lecz początek pracy i wysiłek stawiany poezji. To przyznanie się do poszukiwań, które się jeszcze nie zakończyły; jest to też próba zamknięcia niepoznanego dotąd, w posłusznych słowach i w porządku myśli. Poeta to metafizyczny naukowiec, którego dogmaty zmuszają do myślenia. W których staje się jasne, że zwyczajność jest tym, co zadziwia. Co jest niezwykłe i – jak to możliwe? – dotychczas w jakiś dziwny sposób niezauważone.
Wisława Szymborska
Pochwała snów
We śnie
maluję jak Vermeer van Delft.
Rozmawiam biegle po grecku
i nie tylko z żywymi.
Prowadzę samochód,
który jest mi posłuszny.
Jestem zdolna,
piszę wielkie poematy.
Słyszę głosy
nie gorzej niż poważni święci.
Bylibyście zdumieni
świetnością mojej gry na fortepianie.
Fruwam, jak się powinno,
czyli sama z siebie.
Spadając z dachu
umiem spaść miękko w zielone.
Nie jest mi trudno
oddychać pod wodą.
Nie narzekam:
udało mi się odkryć Atlantydę.
Cieszy mnie, że przed śmiercią
zawsze potrafię się zbudzić.
Natychmiast po wybuchu wojny
odwracam się na lepszy bok.
Jestem, ale nie muszę
być dzieckiem epoki.
Kilka lat temu
widziałam dwa słońca.
A przedwczoraj pingwina.
Najzupełniej wyraźnie.
(Wiersz z tomu Wszelki wypadek, 1972. Obraz – Mleczarka Jana Vermeera, 1658-1661)
Prześlij komentarz