"Sam decydujesz o tym, co uwielbiać"

środa, 27 października 2010

Miały być eseje o pisarzach, literaturze, filozofii i Iris Murdoch. Będą, ale trochę później. Teraz dostajemy do rąk zbiór okolicznościowy, podzielony na pięć części – Czytanie, Bycie, Patrzenie, Czucie i Pamiętanie.

W Czytaniu znajdziemy wyjaśnienie słowa soulful, uwagi na temat twórczości: E.M. Forstera – autora (w pierwszym wydaniu) Domostwa pani Wilcox – (a w późniejszych) Howards End, Franza Kafki, przemyślenia i refleksje na temat Miasteczka Middlemarch oraz roli pisarza i autora w myśli teoretycznej Nabokova i Barthes’a. Poznamy również dwie drogi, którymi podąża ku przyszłości powieść anglojęzyczna.

W Byciu zapoznamy się z warsztatem pisarskim samej autorki, spędzimy tydzień w Liberii oraz odkryjemy prawdziwą wagę komunikacji werbalnej, poznając jednocześnie indywidualny charakter języka – akcentu i odpowiedniego doboru słów w określonych sytuacjach i przez określone osoby.

Patrzenie to patrzenie na kobiety. Na Katharine Hepburn i Gretę Garbo. To patrzenie na Bellissimę Viscontiego, filmy sezonu oraz na splendor wydarzeń przed, po, i w trakcie uroczystości wręczenia Oscarów.

Trzy eseje Czucia, to wspomnienia domu rodzinnego, wspólnych świąt, Ojca, rodzeństwa i uśmiechu, który zawsze był obecny.

Na zakończenie jedno Pamiętanie. Pamiętanie osoby. Pisarza Davida Fostera Wallace’a, autora trzech powieści – The Broom of the System z roku 1987, Infinite Jest wydanej w 1996 roku oraz nieukończonej The Pale King – nieprzetłumaczonych dotychczas na język polski.

Zadie Smith dzieli się z nami swoimi myślami, przeżyciami i fascynacjami.
Sam decydujesz o tym, co uwielbiać – cytuje jako motto słowa Davida Fostera Wallace’a. A z Filadelfijskiej opowieściKiedy należy ustalić sobie zdanie o ludziach: nigdy!. Sama trafnie przyznaje, że niespójność ideologiczna jest dla mnie praktycznie dogmatem. Podobnie jak ostrożne, optymistyczne credo, które najtrafniej ujął w słowa Saul Bellow: „Możliwe, że istnieją też prawdy po stronie życia”.

Błyskotliwe teksty! Szczere! Zachwycające intelektualnie!

Zadie Smith Jak zmieniałam zdanie. Eseje okolicznościowe

Cassius Blue i orientalne lilie Barbaresco

sobota, 23 października 2010

Dojrzewanie jest procesem trudnym i skomplikowanym, ale też i żarliwym w swoim staraniu o dorosłość. To, jak traktujemy inne osoby, jest wprost proporcjonalne do tego, jak sami jesteśmy traktowani. Ta zasada jest bezwzględnie obowiązującą w okresie rozwoju młodego człowieka, a w późniejszym czasie nabiera naturalnych cech kontaktu interpersonalnego. Wymogi, jakie stawiamy naszym dzieciom nie mogą wynikać z lęków, ani z niespełnionych ambicji. A jeśli z tego wynikają, proces taki powoduje powstanie pewnego rodzaju zakładki w świadomości, o jaskrawym kolorze i chropowatej fakturze. Zakładka będzie spełniała swoją rolę w dorosłym życiu aż nazbyt dobrze. W sprzyjających okolicznościach wydarzeń, może trochę stracić swoją ostrość i wypłowieć, wygładzić się, ale małe prawdopodobieństwo istnieje ku temu, żeby zakładka zniknęła całkowicie. Proces ten, będzie przypominał ciągłe wracanie do tej części książki, która jest dla nas najmniej interesująca, a w późniejszej konsekwencji nudna. Wzrok zostanie przykuty do jaskrawego koloru zakładki, znaczącej charakterystyczny fragment powieści. Ktoś kiedyś włożył ją tam… i chyba o niej zapomniał.
A gdyby teraz odwrócić te dwie wartości. Zamienić proces dorastania, ze stanem bycia dorosłym. Ale pozostawić włożoną pomiędzy strony powieści zakładkę. Co się wtedy stanie?

Bohaterką powieści Marishy Pessl Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof, jest szesnastoletnia Blue van Meer. Dziewczyna obdarzona nieprzeciętną inteligencją oraz wiedzą z zakresu literatury, filozofii, biologii, fizyki oraz politologii. Wachlarz przywołań i inwersji, które wypływają w formie dialogów oraz myśli narratorki, pozostaje imponujący. Książka oprócz licznych odniesień literackich i filmowych, mieści w sobie niebanalny wątek kryminalny, stanowiący centrum powieściowych wydarzeń.

"The New York Times" uznał Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof za jedną z pięciu najważniejszych powieści 2006 roku. Jest ona porównywana przez krytyków literackich do prozy Salingera (w szczególności do jego powieści Buszujący w zbożu) oraz Vladimira Nabokova. Warto wspomnieć, że ta błyskotliwa powieść jest debiutem literackim.

Mama postanowiła dać mi na imię Blue, ponieważ przez cały pierwszy rok swoich studiów nad rzędem lepidoptera w Towarzystwie Miłośników Motyli „Południowe Piękności” (wykłady obejmowały takie zagadnienia, jak siedliska, ochrona i Szczecinki skrzydeł tylnych, a także „Atrakcyjne gabloty wystawowe”), Cassius blue był jedynym gatunkiem, jaki Natashy udało się złapać (zob.: Leptotes cassius w: Encyklopedia motyli, Meld 2001). Próbowała różnych siatek (płóciennych, muślinowych i ze zwykłej siatki), perfum (kapryfolium, paczuli), różnych technik podchodzenia ( z wiatrem, pod wiatr i przy wietrze bocznym) i różnych ruchów siatką (lotu nurkowego, skróconej pozycji łamanej, manewru Lowsella-Pita).
(…)
Wszystko na nic. Rusałka admirał, żałobnik, urania – niezbadana jakaś siła odpychała je od siatki mojej mamy niczym jednoimienne bieguny magnesu.
– Twoja matka uznała, że to musi być znak, i postanowiła, że będzie uwielbiała łapanie tylko
Cassiusa Blue.

Marisha Pessl Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof

Prządki losu zaklinają czas

środa, 20 października 2010

Trzy kobiety. Trzy obrazy. Trzy światy. Połączone ze sobą specyficznym źródłem namiętności i ograniczenia. Ich życie przeplata się ze sobą, tłumaczy wzajemnie; dla jednego stanowiąc tajemnicę, uzyskując jej odkrycie w drugim, aby w trzecim wyciągnąć element konstruktywny dla własnego istnienia. Budujący misterną nić porozumienia z trudnych relacji o słodko-gorzkim smaku chwil, w których życie zdecydowało się uchylić swoją podszewkę.

Clarissa Vaugham. Laura Brown. Virginia Woolf. Stają się trzema prządkami losu. Mojrami, które są same dla siebie spełnieniem, losem, życiem i odejściem. Kloto – Prządka to Virginia, Lachesis – Udzielająca to Laura, a Clarissa staje się Nieodwracalną – Atropos. Ale następuje w tych zadziwiających postaciach przewartościowanie. Virginia jest pisarką – tworzy. Laura jest panią domu i jednocześnie Strażniczką, która płaci wysoką cenę za realizację swojego przeznaczenia. Clarissa, pomimo tego, że ma w sobie pierwiastek nieodwracalności, nie jest Atropos przecinającą nić życia, lecz Atropos uczestniczącą całkowicie i pełnie (poprzez doświadczenie cierpienia i bólu) w procesie przemiany – w przejściu z jednej strony na drugą. Miłość Clarissy – pani Dalloway – jest tym, co stanowi ocalenie i wyjaśnienie ciągu wydarzeń. Ciągle pozostając obecną na kartach utworu, miłość ta, ujawnia się w sposób rzeczywisty i pełny, w trakcie rozwijającej się akcji książki. Dzieje się tak, jak we wzorze. Jak w powieści Virginii Woolf.

Michael Cunningham stworzył dzieło, którego główną osnową jest treść oraz wydarzenia towarzyszące powstaniu powieści Virginii Woolf – Pani Dalloway. Nie sposób też czytać Godzin, bez jej znajomości. Powieść doczekała się w pełni zasłużonych prestiżowych nagród: Pulitzera, PEN/Faulkner Award oraz Gay, Lesbian, Bisexual, and Transgendered Book Award. Stephen Daldry nakręcił na jej podstawie doskonały film, do którego muzykę skomponował Philip Glass.

Trzeba jeszcze kupić kwiaty.
(…)
– Popatrzmy. – Clarissa idzie za nią do chłodni. Wybiera kwiaty, a Barbara wyjmuje je z wazonów i, jeszcze ociekające wodą, układa sobie na ręce. W dziewiętnastym wieku byłaby zapewne wieśniaczką stojącą w ogrodzie, powściągliwą, niczym nie zwracającą uwagi, rozgoryczoną. Clarissa wybiera piwonie i lilie, herbaciane róże, rezygnuje z hortensji (poczucie winy i jeszcze raz poczucie winy, którego nawet z upływem lat nie może się pozbyć), zastanawia się nad irysami (czy nie są nazbyt… staroświeckie?)
(…)
Kiedy wchodzą do mieszkania, Clarissa z ulgą spostrzega, że Julia zdążyła wynieść przystawki. Kwiaty oczywiście pozostały – wspaniałe i niewinne, eksplodujące z wazonów w bogatej, przypadkowej kompozycji, ponieważ Clarissa nie lubi poukładanych bukietów. Woli, żeby kwiaty wyglądały tak, jak gdyby je dopiero przed chwilą przyniesiono w całych naręczach z ogrodu.

Michael Cunningham Godziny

Permutacje pamięci i "Morze"

niedziela, 17 października 2010

Często otwiera przed nami drzwi, których wolelibyśmy nie otwierać. Rysuje obrazy w naszych umysłach, grubą kreską odkreślając co było przed, a co nastąpiło po. Czasami udaje jej się wyrzucić, co było dla nas nieprzyjemne, co bolało, i co wiązało się ze złem, którego doświadczyliśmy. Albo wprost przeciwnie. Zapisuje wszystko, bez wyjątku – chociaż jest selektywna – wszystko, co niosło ze sobą jakieś emocje, bez względu na ich wartość. Trudno od niej czegokolwiek wymagać, a jednocześnie wymagać trzeba. To ona może pozostawać encyklopedyczną, krótkotrwałą, epizodyczną lub też autobiograficzną – i jeszcze występować pod wieloma innymi postaciami. Pamięć.

Bohater powieści Johna Banville’a Morze, Max Morden przywołuje w swojej pamięci obrazy sprzed wielu lat, z okresu młodości w której szczęście pozostawało na wyciągnięcie ręki (jednakże z braku poznania jego tożsamości, bywało często omijane). Po śmierci ukochanej żony, pamięć jest tym, co ratuje, ocala, umacnia i tłumaczy. Jest drogą, po której idą zapamiętane osoby, przewijają się zdarzenia, ukazują miejsca – a wszystko to, dzieje się bez udziału czasu. A nawet więcej – dzieje się bez udziału jakiegokolwiek ruchu. Gdyż „pamięć nie lubi ruchu. Woli, żeby rzeczy pozostawały nieruchome”. W tej labiryntowej konstrukcji pamięci, pojawiają się obrazy żalu i straty, malowane niczym pędzlami impresjonistów. Max Morden nie może przemawiać innym językiem, jak językiem obrazu. Jest historykiem sztuki i plastyka jego retrospektywnych fresków utraconej młodości, naturalnym stanem rzeczy pozostaje wpisana w jego osobowość człowieka, który doświadczył dramatu.

Morze Johna Banville’a jest powieścią, w której narracja występuje na symfonicznym poziomie, a język jest dystyngowany i bogaty w liczne przywołania obrazów mistrzów malarstwa zachodniego. John Sutherland wchodzący w skład jury Nagrody Bookera, w uzasadnieniu przyznania wyróżnienia dla Morza w roku 2005, powiedział, iż jest to mistrzowskie studium żalu, pamięci i pozostającej we wspomnieniach miłości.

Odjechali, bogowie odjechali, w dniu osobliwego przypływu. Przez cały ranek wody w zatoce nabrzmiewały pod mlecznym niebem, wznosząc się na niesłychaną wysokość, a małe fale, raczkując, pełzły po spierzchniętym piasku, który od lat, prócz deszczu, nie zaznał wilgoci, i omywały obrzeża wydm.
(…)
Kiedy się obudziłem, zasłony były rozsunięte i zobaczyłem, że nastał dzień. Pokój wydawał się teraz jakby speszony i przywołany do porządku, wszystko było tu blade i bez wyrazu, przypominając twarz kobiety o poranku, przed nałożeniem makijażu.

Upadek i szczątki boga

czwartek, 14 października 2010

Czasami na rynku wydawniczym pojawia się powieść, obok której nie sposób przejść obojętnie. W jej treści, czytelnika porusza wszystko. Począwszy od tematyki, poprzez świat przedstawiony, aż do dialogów i ukrytych w tekście pomostów, które nas zaprowadzą do zupełnie innej książki. Taką pozycją jest wznowiony ostatnio (pierwsze wydanie przypada na 2004 rok) Fioletowy hibiskus, autorstwa młodej nigeryjskiej pisarki Chimamandy Ngozi Adichie.

Melodyjność tej książki, przeplata się z dramaturgią tematu, wzbudzając w czytelniku chęć buntu i ostrego sprzeciwu, na przemian z bliskością i empatią. Środkiem akcji powieści jest postać ojca rodziny – niczym w układzie heliocentrycznym stanowi on „słońce” dookoła którego krążą planety-ludzie (żona, córka i syn pozostają w najbardziej gorącej strefie jego oddziaływania). Eugene jest biznesmenem, wyjątkowo troskliwym ojcem i żarliwym katolikiem, a oprócz tego tyranem, fanatykiem religijnym ogarniętym obsesją grzeszności i nieposłuszeństwa. Treść koncentruje się w sferze działania oraz jej braku. Kiedy na scenie pojawia się ojciec, żona wraz z dziećmi przestają istnieć – chociaż biorą udział w dyskusjach i wzajemnych posiłkach, jest to tylko obecność pozorna i wystudiowana. Gdy ojca nie ma w pobliżu, matka wraz z dziećmi zaczyna życie, zdawałoby się własne, wolne i niezależne, ale jednak pozostające w cieniu i pod silnym wpływem „miłosiernego” dyktatora.

Spustoszenie jakie powoduje fanatyzm religijny ojca, jest olbrzymie. Nie zamyka się ono w jego osobie, ale promieniuje na wszystkich mieszkańców pięknego, otoczonego zielenią domu. Wolność i poczucie niezależności stanowią ruinę, tego co dopiero się rodziło. Piękno wrażliwości zostaje zatrute od środka i bezpowrotnie zniszczone, a prawda zostaje całkowicie odarta ze swojego naturalnego sensu i pozostaje milcząca na zawsze.

Fioletowy hibiskus jest błyskotliwym debiutem literackim, nominowanym do wielu prestiżowych nagród – Orange Prize, Caine Prize for African Writing, BBC Short Story Award, The Man Booker Prize. Książka została również uhonorowana podwójną nagrodą dla najlepszego debiutu – Afryka oraz międzynarodowego – Commonwealth Writers' Prize 2005.

Był początek pory deszczowej i rosnące przy murze artretycznie powyginane uroczyny wypełniały podwórze słodko-mdławym zapachem kwiatów. Od podjazdu oddzielał je rząd bugenwilli, gładko przyciętych i prostych jak bufetowy stół. Bliżej domu rosły krzewy jaskrawych, karmazynowych hibiskusów, które strzelając w górę, dotykały się wzajemnie, jakby chciały wymienić płatki. Zaczynały już wypuszczać pączki, leniwie i nieco sennie, ale większość kwiatów była jeszcze czerwona. Kwitły bardzo szybko, zważywszy, że Mama często ścinała je na kościelny ołtarz i że nasi goście często zrywali je w drodze do samochodu.
(…)
– Przykro mi, że figurki się stłukły.

"W oszroniałym lesie, o bławatkowym świcie"

środa, 13 października 2010

Kto nam nakazuje starać się spełniać wymogi codzienności? Co jest już wymogiem, a co jeszcze pozostaje kaprysem chwili? I kto podsuwa nam maski, które zakładamy z momentem odwrócenia się od lustra? Czasami starania wydają się być pozbawione celu, dla którego zaczęły istnieć. Po pewnym czasie, dochodzi do świadomości fakt bezsensowności podejmowania kolejnych działań i kolejnych prób wydobycia z szarości melancholii srebrnych nitek, mających utworzyć błyskotliwą tkaninę, która posłuży nam za wyjątkowy materiał na strój. Może spowodowało taki stan rzeczy zbyt wiele chmur, zasnuwających nasze prywatne nieba, a może zbyt intensywne są nasze starania o to, aby stanąć i wystąpić idealnie odzianymi przed tymi, którzy nas obserwują.

Błyskotliwość chwili nie jest zawarta w naszych strojach, ani też w naszych nastrojach. Nie jest też określana przez jakąkolwiek doskonałość – słów, myśli, wyrażanych szczerych lub nieszczerych emocji, ani też spojrzeń – jakkolwiek mogą być one głębokie. Błyskotliwość chwili wyraża się w uczestnictwie. We wspólnym stawaniu się – jej zespolonej z czasem, miejscem i osobą, która w niej uczestniczy. Warto dodać – mało że uczestniczy, ale ważniejsze, że stoi w jej centrum. Jeśli słowa i myśli, spojrzenia i emocje, stroje i nastroje zależą od osoby, to dlaczego nie podjąć próby zmiany wymagań codzienności i samemu nie określić granicy kaprysu? I dlaczego zamiast założenia maski, nie przystroić głów gałązką mirtową, albo nie obsypać jej złotym pyłem ze skrzydeł elfa?

W 2003 roku, Kate Moses napisała biograficzną powieść Przezimowanie o życiu jednej z najbardziej wyjątkowych i uzdolnionych poetek – Sylvii Plath.

Tworząc postaci w „Przezimowaniu” i umiejscawiając je w czasie, korzystałam z licznych źródeł. Do głównych publikacji należą: „Wiersze zebrane” Sylvii Plath pod redakcją Teda Hughesa, jej „Szklany klosz” oraz „Johnny Postrach i Biblia snów” i dzienniki Sylvii Plath w pełnej wersji pod redakcją Karen V. Kukil.
Kate Moses opierała się również na licznych biografiach, esejach Teda Hughesa – męża Sylvii, jej Listach do domu oraz niepublikowanej korespondencji autorki Ariela.

Sylwia Plath

"Maki w październiku"

Nawet osłonecznione chmury nie mogą dziś ujarzmić tych spódnic.

Ani kobieta w ambulansie,
Której czerwone serce wykwita tak nagle spod płaszcza – –

Dar, dar miłości
Nie uproszony
Przez niebo

Wzniecające blado
Płomiennie swój tlenek węgla, przez oczy
Otępiałe pod melonikami.

O, Boże mój, kim jestem,
Aby te zapóźnione usta rozwarły się krzykiem
W oszroniałym lesie, o bławatkowym świcie.


(Przełożyła Teresa Truszkowska)

Kate Moses Przezimowanie. Powieść o Sylvii Plath

Listy do Orlanda

niedziela, 10 października 2010

Czytanie listu, który jest adresowany do innego człowieka jest doświadczeniem intymnym, doświadczeniem włączającym czytelnika w pewnego rodzaju pokrewieństwo myśli i sekretów połączonych wzajemnym językiem, dostępnym tylko dla dwóch osób. Zaś język ten, nie ulega żadnym zmianom ani modulacjom nawet wówczas, gdy do odkrycia treści listów przyłączają się kolejne osoby. Komunikat wysłany ciągle należy wyłącznie do adresata i nie gubi nic, ze swojej intymności. Czytanie listu, który nie należy do nas, to oglądanie – powiedzmy – obrazu Vermeera Dziewczyna z perłą. Nawet setki oczu oglądających płótno, nie są w stanie odgadnąć zamysłu malarza i zrozumieć pytania ukrytego w spojrzeniu dziewczyny. To, co możemy doświadczyć czytając owy list, to własne emocje i sentymenty. Z lektury wyłania się próba poznania historii, która właśnie poprzez podobieństwo emocjonalne może stać się nam bliska.

Morświn w różowym oknie to wybór listów Virginii Woolf, pisanych do swojej ukochanej i przyjaciółki, pisarki Vity Sackville-West. Danuta Piestrzyńska dokonała wyboru i tłumaczenia listów z sześciotomowego wydania całej korespondencji, jaką Virginia kierowała do autorki Wygasłych namiętności.

Wtorek [21 lutego 1928]
Najdroższe Słoneczko;
a oto Lemur Bosmana Marmozeta Pinche oraz kilka innych zwierzątek Virginii – zaopiekuj się nimi do piątku.
Boże! Nie mogę się już wprost doczekać kiedy Cię znów zobaczę!
W środę Bob Trevelyan: matowa zieleń.
W czwartek fabryka pigułek Miss Dudley: szacowna ale
nieatrakcyjna wełniana szarzyzna.
W piątek Vita: pomarańcza i róż, zwieńczone ametystem –
Proszę Cię dopilnuj, aby pogoda była ładna, aby bułka była do herbaty, morświn w sklepie rybnym: i kochanie moje, napisz mi coś – jakiś wierszyk: prozę jeśli już nic innego i siądziemy sobie i będziemy rozmawiać i rozmawiać: albo przechadzać się. Tylko czuj się dobrze i uciesz na mój widok: bo inaczej Makaron [kamerdyner] będzie musiał mnie wycierać.
Tysiące ucałowań.
V.


Dzięki tej znajomości, dzień przed napisaniem tego listu, Virginia kończy jedno z niezwykle ważnych dzieł w historii literatury – Orlando. Tego samego roku, książka zostaje wydana, następnie wielokrotnie wznawiana, aby w roku 1992 Sally Potter nakręciła na jej podstawie niezwykle liryczny film z Tildą Swinton w roli tytułowej, i aby transgresyjny portret Orlanda, trwał w stanie nieustającego poszukiwania własnej tożsamości jako poetycki wzór doświadczenia istnienia.

Morświn w różowym oknie. Listy Virginii Woolf do Vity Sackville-West, wybór, przekład, opracowanie Danuta Piestrzyńska

Wybitny pisarz nagrodzony!

czwartek, 7 października 2010

Literacką Nagrodę Nobla otrzymał peruwiański pisarz Mario Vargas Llosa, urodzony w Arequipie w roku 1936, autor powieści: Miasto i psy, Rozmowa w Katedrze, Ciotka Julia i skryba, Wojna końca świata, Raj tuż za rogiem oraz ostatniej – wydanej w 2006 roku – Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki.

Twórczość Llosy często przywołuje wątki biograficzne, a oscylując na granicy realizmu magicznego, prezentuje obrazy o wyjątkowo jaskrawym zabarwieniu i klarownej strukturze narracyjnej. W uzasadnieniu Szwedzkiej Akademii czytamy, iż jest to nagroda za kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek jednostki występujących w dziełach autora Święta kozła.

Przyznanie pisarzowi nagrody, nie jest wielkim zaskoczeniem dla świata literackiego. Już od kilku lat wymieniano jego nazwisko jako „żelaznego” kandydata do tej najbardziej prestiżowej nagrody literackiej. Warto pamiętać, że Mario Vargas Llosa w 1990 roku startował w wyborach prezydenckich, a jedną z jego pasji jest polityka, jak również to, że cztery lata później został wyróżniony najwyższym odznaczeniem dla pisarzy hiszpańskojęzycznych - Nagrodą Cervantesa.

W Polsce pisarz jest wysoko ceniony i wyjątkowo chętnie czytywany, a wydawca jego książek – Wydawnictwo Znak, prowadzi stronę poświęconą życiu i twórczości noblisty - www.mariovargasllosa.pl

Na chwilę przed literackim Noblem…

poniedziałek, 4 października 2010

…trwa gorączka zakładów bukmacherskich.
7 października zostanie ogłoszone nazwisko laureata tegorocznej nagrody. Największe szanse na jej zdobycie, ma według angielskich znawców tematu trzech poetów: Szwed – Tomas Tranströmer, Adonis pochodzący z Syrii, oraz Polak – Adam Zagajewski. Ostatni poetycki Nobel, został przyznany w roku 1996 Wisławie Szymborskiej.

Jeśli wierzyć specjalistom od typowań sprzed dwóch lat oraz zeszłorocznej nagrody – mogą mieć rację. Zarówno w przypadku Herty Müller, jak i Jeana-Marie Gustava Le Clézio, nie mylili się.
Wśród prozaików najczęściej wymieniane są nazwiska Japończyka Haruki Murakamiego, Amerykanów - Joyce Carol Oates i Philipa Rotha oraz Kanadyjki Margaret Atwood.

Ostatnimi czasy w prasie światowej słychać głosy o zdeklasowaniu się literackiego Nobla. Krytycy mają podzielone zdania na ten temat, a czytelnicy coraz częściej sięgają po książki z czystej ciekawości, wywołanej niemalże sensacyjnym anturażem towarzyszącym wydaniu, lub też powstaniu powieści. To zbyt pochopnie wydany osąd – jeśli przyjrzeć się prozie Doris Lessing, Orhana Pamuka czy Johna Maxwella Coetzee’go. Geniusz słów i tematów ich prozy, staje się w tej dyskusji jednocześnie adwokatem i sędzią, wydającym ostateczny werdykt.

Kto otrzyma Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury w roku 2010, dowiemy się w czwartek, punktualnie o godzinie 13.

„(…) a światło prześlizguje się po nich i tnie kryształowe powietrze.”

niedziela, 3 października 2010

Laureatem Nagrody Kościelskich 2010 został Marcin Kurek za poemat Oleander.

Marcin Kurek jest iberystą, pracownikiem Uniwersytetu Wrocławskiego. Debiutował w roku 1997 Monologiem wieczornym.

Życie. Śmierć. Wspomnienia. Ludzie. Miejsca. Czas. Podróże. Słońce. Literatura. Powroty. Metafizyka i poezja… i trujący oleander.

Będzie tak samo: dwie topole, lichy
rdest i żywotnik przy murze, skrzypiąca
furtka, rdza. Jak to się stało,
jak doszło do tego, że leżę teraz
martwy na podłodze? Martwy?
Ale czy można umrzeć
w równie głupi sposób: otruty wodą
z plastikowej butelki, do której wczoraj
wstawiono uciętą gałązkę?

(...)
Jest poniedziałek. Upał wprost broczy
z nieba. Napęczniałe nimbusy
odpływają nad Morze Czarne, na ich miejsce
znad Brandenburgii przybywają dobrze
ożywione cumulusy, szybując przez nieskończone
indygo. A co słychać w państwie drzew?

(...)
Około południa niebieskie refleksy
na ścianie i suficie rozświetlają pokój
jak wnętrze akwarium.